Czar herbaty Dilmah w Colombo / 08.12.2017 - 11.12.2017

Nadszedl piatek, czas na krotki weekendowy wypad, jak to zwykle u mnie bedzie on blyskawiczny, ale tym razem kierunek jest nieco dalszy, gdyz wybieram sie do Colombo na Sri Lance. Sam kierunek jakos szczegolnie mnie nie interesowal, ale kiedy zauwaylem podejrzanie niska cene na rejsy linia Kuwait Airways na trasie z Genewy do Colombo, zdecydowalem sie sprawdzic, jak wyglada Cejlon, ktory traktuje jako brame do Indii, a te sa na mojej liscie miejsc do odwiedzenia. Do Genewy dotarlem na pokladzie PLL LOT w bezposrednim rejsie do Warszawy. Rejsy na trasie GVA-KWI wykonywane sa samolotami typu Airbus A320, co moze zaskakiwac przy podrozy trwajacej okolo 6 godzin, ale najwidoczniej nie ma wiekszego zapotrzebowania, poza tym sama linia tez nie nalezy do szczegolnych gigantow. Oprocz mnie na pokladzie jest tez para Polakow, ktora leci dalej na Filipiny, wypatrzylem ich juz wczesniej na pokladzie rejsu WAW-GVA. Boarding rozpoczyna sie ponad 40 minut po czasie z powodu poznego przylotu do Szwajcarii, ale w koncu autobusem zostajemy przewiezieni na poklad, w samolocie jest bardzo egzotycznie, wiekszosc pasazerow stanowia mieszkany Polwyspu Arabskiego lub Polwyspu Indyjskiego. Zajmuje moje miejsce 7A, obok mnie siada dosc duzych rozmiarow Arabka a na miejsce 7C zostaje przetransportowana starsza poruszajaca sie na wozku pani. Chwile po starcie stewardessa o azjatyckiej urodzie podpytuje mnie, czy moge sie przesiasc na inne miejsce (bodajze 17D), co w sumie mi odpowiada, gdyz mam zdecydowanie wieksza przestrzen na nogi. Pogoda na trasie jest bardzo dobra, na monitorze sledze trase lotu, ktora na biezaco jest korygowana i w sprytny sposob omija Izrael. Posilek tez jest calkiem zacny, bogata oferta sokow o egzotycznych smakach jak mango, ananas i guava wydaje sie byc skrojona pode mnie, nie ma natomiast mozliwosci posmakowac trunkow alkoholowych. Przesiadka w Kuwejcie i oczekiwanie na rejs do Colombo nieco mi sie dluza, ale mam ze soba spory zapas prasy. Zwracam uwage, ze Kuwejt to spory punkt przeladunkowy dla Hindusowo, ktorzy masowo pracuja w krajach GCC. Od razu przypomina mi sie ksiazka „Byłam służącą w arabskich pałacach" Laili Shukri, ktora opowiadala o losach sluzacej w Kuwejcie wlasnie. Kolejny rejs na Sri Lanke jest juz nieco krotszy i trwa ok. 4 h 30 min, a przychodzi mi go spedzic w klasie biznes. Na kilka dni przed odprawa online na podgladzie mojej rezerwacji na stronie internetowej przewoznika moglem bowiem za darmo wybrac sobie miejsce w klasie biznes; do samego konca myslalem, ze to moze blad systemu, ale okazalo sie, ze pasazerom klasy ekonomicznej oferowane sa bez doplaty miejsca w biznesie, zas pasazerowie klasy biznes podrozuja w klasie pierwszej. Sam serwis byl juz taki sam jak w klasie economy, ale rozkladajacy sie fotel i zdecydowanie wieksza przestrzen na nogi to bylo cos, co bardzo poprawilo komfort lotu. Po wyladowaniu zaopatruje sie w wize (koszt to 40 USD) i szybko przechodze przez kontrole paszportowa, ale na walizke musze nieco poczekac. Po wyjsciu z lotniska szybko wymieniam USD na rupie lankijskie i kieruje sie do autobusu do miasta, podroy trwa okolo godziny, dopiero w scislym centrum pojawiaja sie korki i widze, co to znaczy ruch uliczny na Sri Lance (oczywiscie jest lewostronny). Po wyjsciu z autobusu uderza mnie w nozdrza ciezkie powietrze a slonce zdaje sie grzac niesamowicie mocno, ale po dluzszej chwili juz jestem w stanie zlapac oddech i zwawo maszeruje przed siebie. Mijam zabytkowy (i wciaz czynny) dworzec kolejowy i kieruje sie do firmowej herbaciarni Dilmah, gdzie czestuje sie korzenna herbata oraz ciastem bananowym, calosc bardzo ladnie podana. Po posilku wedruje nieco wzdluz nabrzeza a nastepnie glowna ulica przechadzam sie powoli w kierunku mojego hotelu. Woda Oceanu Indyjskiego przy zachodzacym sloncu przybiera bardzo ladny kolor. Po drodze trafiam do supermarketu Cargill, gdzie zaopatruje w nieco regionalnych artykulow spozywczych, mam ze soba kilka smakowych paczek herbaty Dilmah. Po dotarciu do do hotelu Halcyon House Colombo i odpoczynku wybieram sie na wieczorny spacer do centrum miasta, gdzie ogladam pieknie podswietlony budynek ratusza oraz znajdujaca sie naprzeciwko niego duza figure Buddy w parku miejskim. Po drodze trafiam tez na swiatynie buddyjska przy jeziorze, o tej porze akurat nie trafilem na straznikow i moglem wejsc na molo za darmo. Niedziele spedzam nieco leniuchujac i spacerujaca w kierunku plazy, niestety, w samym Colombo plazy nie uswiadczymy, jest jedynie waski skrawek piasku przy brzegu, tuz za torami kolejowymi. Miejsce jak zauwazylem cieszy sie spora popularnoscia zakochanych par, ktore obsciskuja sie pod szczelnymi liscmi palm. Duza popularnoscia cieszy sie tutaj takze KFC, gdzie cale rodziny gromadza sie na wspolny posilek. Ja akurat fanem kurczaka nigdy nie bylem, wiec niekoniecznie sie tam odnajduje :-P Wieczorem kilka godzin przed odlotem jestem juz na lotnisku, gdyz wedlug informacji ostatni autobus na lotnisko odjezdza ok. 18:00, ale na nude nie narzekam, mam co czytac a pomiedzy wersami obserwuje sobie podroznych. Oba rejsy powrotne CMB-KWI-GVA przebiegaja bez zaklocen, znowu zasiadam w fotelu klasy biznes, zas lot do Genewy jest niemal pusty, leci w nim raptem 37 pasazerow. Niestety, aura w Genewie jest deszczowa i do wieczora zostaje na lotnisku, skad odlatuje nieco opoznionym samolotem PLL LOT. Przed startem moglem nieco odpoczac sobie w saloniku Swiss, jest calkiem niczego sobie. Dobranoc!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz