Litwo, ojczyzno moja - Palanga / 26.05.2018 - 27.05.2018


W sobotnie popoludnie melduje sie z mojego ulubionego Lotniska Chopina. Wprawdzie wypadu na Litwe nie planowalem, ale kiedy zobaczylem bardzo niska cene na trasie Warszawa – Polaga w ramach promocji Szalona Sroda w PLL LOT, nie musialem sie dlugo zastanawiac i zakupilem bilet na weekendowy wypad. Ten sezonowy kierunek w siatce LO pojawil sie juz w ubieglym roku, ale wtedy rozklad byl ustawiony pod pasazera przesiadkowego i samolot lecial do Polagi na nocowanie. Teraz zaś rejsy wykonywane są w godzinach popołudniowych i można swobodnie udać się nad Bałtyk na weekend.
Lot obsługiwany jest przez mały samolot typu Dash, delikatnie mówiąc nie przepadam za tą maszyną, ale nie ma alternatywy i muszę się przemęczyć tą godzinkę z kawałkiem. Na szczęście mimo burzowych chmur kapitanowi Andrzejowi Ogonowskiemu udaje się przez nie gładko przebić i szczęśliwie lądujemy w Połądze. Kilka minut przed nami wylądował rejs SAS z Kopenhagi, a z rejsowych przewoźników na tym lotnisku obecny jest jeszcze tylko airBaltic. Poza tym garstkę połączeń obsługują także niskokosztowi przewoźnicy jak WizzAir i Ryanair. Z lotniska do miasta kursuje autobus linii 100, jego kursy są bardzo nieregularne, ale na szczęście nie ma z tym problemu, gdyż są one uzależnione od rozkładu startujących i lądujących samolotów. Zdecydowana większość pasażerów lecących na tej trasie to Litwini, sporo z nich jest obecnych na stałe w Europie Zachodniej i zapewne korzystają z dogodnych połączeń przesiadkowych oferowanych przez LOTowski hub w Warszawie. Oprócz mnie do autobusu wsiada para koleżanek oraz dość karykaturalna para – on jest szczupły, wysoki i rudy, a ona niska i bardzo przysadzista, ale jak widać miłość nie wybiera. Ja zaś klasycznie sam… Autobus to chyba stwierdzenie mocno na wyrost, gdyż przejazd odbywa się mikrobusem, koszt biletu do Połągi na dworzec autobusowy położony nieco na uboczu miasta wynosi 1,40 euro w jedną stronę, podróż trwa ok. 10 minut, a bus rusza w dalszą drogę do Kłajpedy, czyli największego miasta w regionie. Pierwsze kroki kieruję do mojego pensjonatu Rest in Palanga, sympatyczna właścicielka nawet mówi po angielsku i ku mojemu zaskoczeniu prowadzi mnie do innego mieszkania, gdzie przygotowano dla mnie pokój na poddaszu. Bardzo mi się to nie podoba, bo jest ciasno i przede wszystkim niekomfortowo, ledwo mogę się wyprostować, ale w tym wypadku jest już „po ptokach”, gdyż wymagana była opłata z góry. Cóż, to tylko jedna noc, więc zagryzam zęby i po wąskich schodkach przypominających bardziej drabinę wdrapuję się na najwyższą kondygnację budynku. Po rozpakowaniu się czas wrzucić coś na ząb, ruszam do położonego tuż przy dworcu autobusowym supermarketu Maxima na małe zakupy. Na półkach można spotkać wiele polskich marek, większość z nich jest sporo droższa niż w Polsce, chociaż to chyba zasługa tego, że po wprowadzeniu euro ceny na Litwie poszły w górę i jest tam po prostu drogo. Niestety, tuż po wyjściu z centrum handlowego zaczyna się wiosenna burza. Rozpadało się na dobre, wobec czego wracam na poddasze i wyglądając przez okno podziwiam lokalną przyrodę, a kiedy tylko przestaje padać, wybywam na wieczorny spacer brzegiem nieco wzburzonego morza, a następnie spaceruję po drewnianym molo. Okazuje się, że akurat tego dnia w Połądze odbywa się festyn, na scenie w pobliżu wejścia na plażę występują gwiazdy czy uczestnicy litewskiej edycji talent show The Voice. Wzdłuż alejki prowadzącej ku morzu, przy rozstawionych straganach z mydłem i powidłem kłębią się tłumy miejscowych, ja omijam te kramy i poszukuję kawiarni z prawdziwego zdarzenia, a kiedy już ją znajduję okazuje się, że Cafe Vero jest zamykana już o 21:00,co w moim przypadku oznacza mniej więcej kwadrans. Wobec tego mocno zrezygnowany wracam do pokoju i zasypiam, ze snu budzi mnie później pokaz sztucznych ogni, ale na szczęście udaje mi się zasnąć dalej. Rano po wieczornych opadach deszczu nie ma już śladów, żwawo ruszam na plażę. Opalanie może być nieco kłopotliwe, gdyż piasek jest jeszcze zimny, ale w słońcu można opalać się także na stojąco czy też będąc w ruchu, z czym na powietrzu nie ma żadnego problemu. Popijam chai latte zakupione na wynos i rozglądam się po plaży. Towarzystwo jest bardzo zróżnicowane, sporo osób porozumiewa się ze sobą w języku rosyjskim. Po ok. 2 godzinach spędzonych nad morzem czas wracać, zabieram walizkę i kieruję się ponownie na dworzec, skąd nieco opóźniony bus 100 zabiera nas na lotnisko. Odprawa na rejsy SAS i PLL LOT już trwa w najlepsze, ale tym razem pasażerów jest zdecydowanie mniej. Sprawnie przechodzę przez kontrolę bezpieczeństwa i jestem już w mikroskopijnej strefie airside, gdzie powoli robi się tłoczno. Samolot z Warszawy przylatuje punktualnie a kapitan Dariusz Młodzianowski sprawnie pilotuje Dasha. Do zobaczenia na pokładzie!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz